piątek, 14 kwietnia 2017

Immunitet ~ Remigiusz Mróz





Wasza pierwsza myśl po ujrzeniu tego posta, to zapewne: "Wow, kobieto, w końcu napisałaś coś po ponad dwunastu miesiącach". Mogę was przepraszać, ale moim zdaniem - tak zwana - ucieczka z bloga była bardzo dobrym pomysłem. Powiedzmy, że trochę poprawiłam swoje umiejętności pisarskie, podszkoliłam się. Szczerze to tych moich wcześniejszych "recenzji" nie można było za bardzo nazwać recenzjami... Bez dłuższych wstępów przejdę do meritum sprawy, czyli recenzji, bo tu chodzi właśnie o nią, a nie o wyjaśnienie mojego zniknięcia. 


Na wstępie przyznam wam się, że od początku zapierałam się wszystkim czym mogłam, aby nie czytać niczego od Remigiusza Mroza. Stwierdziłam, że to nie dla mnie i będę tą, która nie szaleje za jego książkami, ale potem zobaczyłam Kasacje w bibliotece, więc pomyślałam, raz kozie śmierć. I się zaczęło. Nie przeczytałam w jakimś zastraszającym tempie pierwszych trzech tomów, bo oczywiście szkoła, ale zawsze, czy to rano w drodze do szkoły, czy gdy wracałam z niej to czytałam i nie mogłam się wręcz oderwać (o mało nawet nie przejechałam swojego przystanku!). 


Byłoby miło, gdybym wreszcie przeszła do Immunitetu i przynajmniej wam streściła o co chodzi. Mróz w Immunitecie nawiązał do nie aż tak dawnej afery z sędziami Trybunału Konstytucyjnego. Wschodząca gwiazda, najmłodszy sędzia Trybunału Konstytucyjnego zostaje oskarżony o zabójstwo człowieka, którego nigdy na oczy nie widział. Sędzia zwraca się o pomoc do Joanny Chyłki, którą niegdyś poznał na studiach. Chyłka odznacza się tym, że bierze najbardziej opłakane sprawy, w których cudem jest, żeby cokolwiek wygrała. Zazwyczaj jakoś wychodziła obronną ręką, ale czy i tym razem? Biorąc pod uwagę jej problemy alkoholowe i powracające widma z przeszłości nic nie jest do końca przesądzone.


Jakaś część mnie mówi, że ta część była słabsza niż poprzednie, druga połowa jednak podpowiada, że przecież jest tak samo świetna, a może i nawet lepsza. Mogłam posiadać takie uczucie przez to, że w pewnym momencie kogoś mi tam zabrakło, chociaż dalej ciekawie i świetnie prowadzony był główny wątek. Na początku mamy sprawę jasną, oskarżony definitywnie zaprzecza postawionym mu zarzutom wciąż powtarzając, że nawet nie było go w tym mieście, w którym doszło do rzekomego morderstwa. Widać, że bronimy niewinnego człowieka, ale w końcu pojawiają się dowody, coraz więcej dowodów, które pogrążają klienta Chyłki. Autor pokazuje nam, że nawet pozornie najświętsza osoba może kryć w sobie drugą, mroczniejszą stronę, o której nigdy byśmy się nie domyślili. 



U Mroza oczywiście nie mogło zabraknąć nagłych zwrotów akcji. Stawia Kordiana w niewyobrażalnej sytuacji, o której nie mogę pisać, bo spojler sięga szczytu Mount Everest. Mogę wam powiedzieć, że wtedy jakby czas się dla mnie zatrzymał, dopiero po długiej chwili zdałam sobie sprawę, że wstrzymuje wdech. Proszę państwa takie rzeczy serwuje nam autor, że aż prawie dostajemy zawału serca, bo robi naszym ukochanym bohaterom coś bardzo złego i po takich przeżyciach nie możemy normalnie funkcjonować, Trochę to dramatycznie zabrzmiało, ale tak jest. Także mogę zarazem polecić tę książkę, ale też przestrzec was, żebyście jej nie czytali, jeśli nie chcecie dostać trwałego uszczerbku na zdrowiu. 


Nikt nie mógł spodziewać się takiego zakończenia. Nie dość, że byłam zdenerwowana wynikiem sprawy w sądzie to jeszcze na dokładkę sprawy związane z życiem głównych bohaterów... Wyobraźcie sobie pole, musicie przez nie przejść do budynku, który was uchroni przed zbliżającym się huraganem. Niestety to pole jest zaminowane, nie ma innej możliwości, tylko, że w końcu wejdziecie na tę minę i was rozsadzi. Marne to porównanie, ale sens jest taki, że niezależnie, czy się domyślicie, czy nie i tak w środku wybuchniecie przez wiadomość, którą serwuje nam Mróz na dokładnie ostatniej stronie. 


Podsumowując, jeśli chcecie sobie zadać ból emocjonalny to czytajcie, jeśli nie, to nie. Ale spójrzmy prawdzie w oczy i tak przeczytacie, bo jesteście ciekawi, w jaki sposób ten Mróz nam znów dokopie. Powiem wam, że średnio co 10 stron miałam tylko takie "coooo?" Zdaniem rozsądku powinnam trochę odczekać i ochłonąć, ale gdy tylko Inwigilacja wpadnie w moje ręcę to długo nie będzie czekać na przeczytanie jej.
 

sobota, 16 kwietnia 2016

Podsumowanie miesiąca ~ Marzec 2016



Hejka naklejka!  Mamy już ponad połowę kwietnia za sobą, a ja dopiero piszę podsumowanie miesiąca marca, więc brawo dla mnie. Myślę, że mogę się usprawiedliwić tym, gdyż za dwa dni mam egzaminy gimnazjalne. Nie jest to do końca dobry argument, bo powinnam się przygotowywać całe trzy lata, ale zawsze coś. Także bez zbędnego pisania o maśle zapraszam do czytania podsumowania marca!

 CO PRZECZYTAŁAM W MARCU?



     Marzec zaczęłam od "Obsydianu" Jennifer L. Armentrout i bardzo, ale to bardzo mi się spodobał, więc od razu wzięłam się za drugi tom, na którym się oczywiście nie zawiodłam. Książka, która złamała mi serce - "Mara Dyer Przemiana" Michelle Hodkin - zakończenie rozłożyło mnie na łopatki. "Czerwona Królowa" Victorii Aveyard była bardzo przeciętna, ale mam egzemplarz w bardzo ładnej, twardej oprawie z obwolutą, więc przynajmniej na to nie mogę narzekać. "Mechaniczna Księżniczka" była świetnym zakończeniem trylogii. "Morze Potworów" nie mam tu o czym pisać, bo to Rick Riordan. "Czerwień Rubinu" czytałam już drugi raz i dalej jestem zachwycona
 CO KUPIŁAM?


 CO OGLĄDAŁAM?

       
     Nie przepadam za takiego typu serialami/filmami, ponieważ nadzwyczajnie w świecie się boje. Zacznijmy od aktora Evana Petersa, którego zdecydowanie jest za mało. Według mnie postać Tate'a jest najlepsza i nikt mu nie dorównuje. Nie doszukujcie się za dużego sensu w serialu, bo to horror, chociaż udało mu się mnie już kilka razy zaskoczyć.
      Harmonowie postanawiają przeprowadzić się, nie mając pojęcia o tym, co miało miejsce w nowym domu. Po czasie odkrywają krwawą i mroczną historię rezydencji.


  

John Smith to pozornie zwyczajny młody mieszkaniec jednego z miasteczek w USA. W rzeczywistości jest jednak uciekinierem z pogrążonej w wojnie planety Lorien, który na Ziemi szuka schronienia. Trafia do cichego miasteczka w Ohio. Tu spotyka Sarę Hart, dziewczynę miejscowej gwiazdy footballu. Rodzi się między nimi uczucie. Wkrótce jednak John i jego szkolna miłość znajdą się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Okazuje się, że John jest jednym z dziewięciu uciekinierów z tajemniczej, unicestwionej planety, ściganych przez bezlitosnego wroga. Numer Jeden, Dwa i Trzy już nie żyją. Teraz kolej na Numer Cztery. By ocalić skórę, John będzie musiał użyć swych niezwykłych mocy i zjednoczyć siły z pozostałymi zbiegami. 
Ocena: 9/10





Były żołnierz oddziałów specjalnych zostaje poddany niebezpiecznemu eksperymentowi. Niebawem uwalnia swoje alter ego i rozpoczyna polowanie na człowieka, który niemal zniszczył jego życie. 
Ocena: 10/10
  









 




CO SŁUCHAŁAM?

           

      Pochwalcie się w komentarzach, co czytaliście, kupiliście, oglądaliście, słuchaliście. Bardzo mi miło będzie, jeśli polecicie mi warte uwagi seriale, filmy i wpadające w ucho piosenki. ( Dzień bez muzyki to dzień stracony *_* )


 CZYTELNICZEGO DNIA ŻYCZĘ!

piątek, 25 marca 2016

Mara Dyer Przemiana ~ Michelle Hodkin


 

Tytuł oryginału: The Revolution of Mara Dyer
Tytuł polski: Mara Dyer Przemiana
Autor: Michelle Hodkin
Cykl: Mara Dyer
Wydawnictwo: YA!
Data wydania: 28 stycznia 2015
Liczba stron: 478


Mara Dyer wierzyła, że może uciec od przeszłości. To nieprawda.

Myślała, że jej problemy istnieją tylko w jej głowie. Nie tylko. Była pewna, że po wszystkim, co przeszli, jej ukochany nie będzie miał przed nią więcej tajemnic. Myliła się.








      To trochę dziwne, że pierwsza część bardzo mi się podobała i od razu kupiłam kontynuację, a czekała kilka miesięcy, żebym po nią sięgnęła. Nareszcie nadszedł ten sądny dzień i gdy wzięłam ją w swoje łapska, oczywiście pochłonęłam ją bardzo szybko.
      Od początku akcja mimo że nie jest jakaś wartka to i tak wertowałam stronice z wielkim zaciekawieniem. Książka nie jest jakoś ogromnie straszna, ale pojawiają się takie momenty, które oddziałują trochę na psychikę czytelnika. Nie można jej nazwać wielkim thrillerem, chociaż muszę przyznać, że pod koniec rozdziałów szybciej zaczynało bić mi serce. 

 "Dziwiłam się, jak udaje mi się zachować normalną psychikę, kiedy bez przerwy wmawia mi się, że jestem nienormalna."

     Niektóre osoby mogą twierdzić, że wątek miłosny jest denny, ale ja darze go wielką sympatią. Noah otrzymał ode mnie wielką przychylność już w pierwszym tomie i utrzymuje ją cały czas. Widać, że jest jej prawdziwą miłością, ponieważ to co on dla niej robi według mnie jest słodkie. 
     Najbardziej śmieszyło mnie, gdy były kulminacyjne momenty zarówno w tej części, jak i poprzedniej to Mara gdzie lądowała? W szpitalu. To mnie szczególnie rozbawia i nie jest to minusem, ani plusem.
     Moim skromnym zdaniem trylogia trzyma poziom. Pod koniec książki akcja pędzi dosłownie jak struś pędziwiatr. Bezgranicznie zakochałam się w niej i muszę jak najszybciej zdobyć i przeczytać finałową część. Mam nadzieję, że się nie zawiodę!



"Słowa mogą zniszczyć."

 Moja ocena:




CZYTELNICZEGO DNIA ŻYCZĘ!